środa, 28 grudnia 2016

2. Świąteczne Przygotowania

Kiedy tylko wyjechałam ze swojej posesji droga do centrum nie zajęła mi dużo czasu, gorzej było przedostać się przez nie do głównego ceterum handlowego które nosiło nazwę Galeries Lafayette.

Ogółem był to najsławniejszy dom handlowy położony w Paryżu.
To właśnie w nim postanowiłam zrobić największe świąteczne zakupy wiedząc doskonale, że znajdę tutaj wszystko co mi będzie potrzebne.

Oczywiście jak to w okresie przed świątecznym było mnóstwo chętnych ludzki którzy przyjechali tutaj w podobnym celu, nie chcąc się pchać i ryzykować, że mój samochód może nie wyjść z tego cało postanowiłam, że zaparkuje parę przecznic dalej i tym samym przemknę do centrum niezauważona, zrobię szybko zakupy doskonale wiedząc co chcę kupić i wrócę do domu.

Wszystko zaplanowałam gorzej będzie z urzeczywistnieniem moich planów.. ale trzymam się dobrej myśli.

 ***

Jak przypuszczałam w centrum handlowym panował  totalny szał  zakupów, ludzie pochłonięci swoi obowiązani nie zwracali uwagi na to co działo  się dookoła nich.. co było korzyścią dla mnie.
Niestety fotoreporterzy byli jak zawsze wyczuleni na każdą  nadarzającą się okazję aby tylko zrobić zdjęcie znanej osobie.. W tym wypadku byłam  to ja.

- Bonjour Coralie ! Słoneczko uśmiechnij się  do kamery ! Gdzie się chowasz ? Nie wstydź się nas ! - krzyczeli nie dając  mi chwili wytchnienia mimo, że starałam się ich ignorować ale nie pozwalali mi na to..

Może  to nie był dobry pomysł aby nie brać że sobą ochroniarzy.. teraz nie miało znaczenia a ja nie mając  zbytnio wyboru musiałam radzić sobie sama.

Czy, prędzej  przemknęłam do sklepu i ze spokojem zaczęłam  poszukiwania widząc w drzwiach ochroniarzy którzy nie pozwolili wchodzić  do sklepu z kamerami.
Zaskoczona spojrzałam  w stronę zaplecza gdzie stała kierowniczka sklepu która  z uśmiechem mi się przyglądała, podziękowałam jej szczerym uśmiechem i zabrałam się za świąteczne prezenty.

 ***

Po niecałej godzinie miałam wszystko co chciałam  i mogłam wracać  do domu wychodząc ze sklepu jeszcze raz podziękowałam kierowniczce która dodatkowo wypuściła mnie tylnym wyjściem pomagając  mi uniknąć  nachalnych dziennikarzy czyhających na mnie przed
sklepowym wejściem.

Dzięki otrzymanej pomocy szybko dotarłam do samochodu i zanim się obejrzałam już jechałam  z powrotem.

 ***

Docierając po pewnym czasie do domu Miriam była gotowa z walkami ustawionym przy schodach.

- Zgodnie z ustaleniami panienko.. -  powiedziała równocześnie się ubierając do wyjścia.
- Zapraszam w moje skromne progi.. - powiedziałam wesoło machając kluczykami na wskazującym placu. - Pomogę  z bagażem - odpowiedziałam zabierając się za jedną  walizkę.

Kiedy już wszystkie torby i walizki znalazły się w moim bagażniku naszym celem stało się  lotnisko.

- Ile jeszcze mamy czasu  ? - zapytałam wsiadając  do środka.
- Pół  godziny.. zdążymy ? - odpowiedziała mi pytaniem na pytanie.

Spoglądając na kobietę uśmiecham się szeroko i przekręcam kluczyki w stacyjce uruchamiając silnik.

- Ze spokojem.. - powiedziałam ruszając z podjazdu.

  ***

Zajechaliśmy pod lotnisko mając w zanadrzu jeszcze dobre dziesięć minut dla siebie.
Pomogłam Miriam pozbierać jej rzeczy a następnie życzyłam jej szczęśliwej bezpiecznej podróży do Stanów.

- Odprowadziłabym Cię  aż do samej strefy ale..
- Rozumiem Coralie - przerwała wchodząc mi  w słowo kładąc wolną dłoń  na moim ramieniu - I tak sporo już dla mnie zrobiłaś i za to Ci dziękuję - powiedziała i ucałowała mój policzek na pożegnanie.

Nie mając nic rozsądnego do powieszenia tylko się lekko uśmiechnęłam machając jej ręką  na  pożegnanie  do tego momentu aż nie zniknęła we wnętrzu ogromnego budynku.
Stojąc tak chwilę bezczynnie po paru minutach wsiadłem  z powrotem do samochodu i wyjeżdżając  z lotniska od razu ruszyłam  znaną  mi doskonale trasą prowadzącą do Chamonix-Mont-Blanc do którego zmierzałam.

Szykowała się paru godzinna jazda z sypiącym nieustanne śniegiem spowalniającym skutecznie ruch, na szczęście czas umilała lecąca w tle świąteczna piosenka autorstwa Chrisa Reyi która idealnie pasowała do okoliczności a nosiła nazwę: "Driving Home for Christmas"  pamiętam, że była to ulubiona piosenka świąteczna taty który był i zawsze chyba pozostanie największym zaciętym fanem Chrisa.

Uśmiecham się na wspomnienie kiedy na jego sześćdziesiąte urodziny zabrałam go na jego koncert i załatwiłam mu  prywatną rozmowę z gitarzystą, do dziś pamiętam jego radość i podekscytowanie co było dla mnie największą nagrodą za poświęcony czas.

 ***

Droga do celu jak na złość miałam wrażenie, że mi się wydłużała a droga którą zmierzałam..



Na drodze było pełno śniegu i co chwilę natrafiałam na dość ostre zakręty które na moje szczęście po pewnym czasie jazdy zniknęły i miałam przed sobą prostą drogę lecz niestety nie bezpieczną,  nadal było ślisko a mi na prawdę zależało na tym aby dojechać szczęśliwie w jednym kawałku na święta.

 ***

Jadąc tak cały czas przed siebie nagle na poboczu w oddali zauważam małą postać i przez moment myślałam, że mam jakieś halucynacje ale faktycznie machał do mnie mężczyzna dlatego zjechałam na pobocze tak aby nie zakopać się w zaspie śnieżnej i włączyłam światła awaryjne wysiadając z wozu.

- Czy coś się stało ? - zapytałam cicho podchodząc do mężczyzny otulając się ciaśniej szalem czując jak mroźny nieprzyjemny wiatr wiał mi prosto w twarz.
- Dzięki Bogu, myślałem, że już tutaj utknę na dobre.. - powiedział mężczyzna i zarówno jego jak i mnie mocno zamurowało a każdego z nas z różnych powodów.

Jego zapewne dlatego, że zorientował się z kim miał do czynienia a mnie ? Cóż.. mężczyzna z którym przyszło mi rozmawiać był obcokrajowcem.. po czym to poznałam ? Był nietypowej dalekiej od francuskiej urody co czyniła go dla mnie dość ciekawym zjawiskiem, oczywiście dość przystojny i mówił niewyraźnym rażącym mnie po uszach trochę nieczystym francuskim przez to nie za bardzo potrafiłam go zrozumieć.. ale mimo wszystko uśmiechnęłam się do zagubionego europejczyka.

- Chyba mózg mi zamarzł albo widzę przed sobą Coralie La Brune ?
- Oui.. stoję dokładnie tuż przed Panem..  - powiedziałam powoli tak aby mógł mnie zrozumieć i delikatnie się uśmiechnęłam.

Mężczyzna chwilę tak na mnie patrzy w osłupieniu gdy po chwili powraca do żywych i podchodzi wyciągając do mnie swoją dłoń, zaskoczona spoglądam na nią by następnie delikatnie ją uściskać.

- Masz takie ciepłe ręce - powiedział cicho i puścił moje dłoń kiedy zaskoczona rozejrzałam się dookoła.
- Merci.. ale, że się tak nietaktownie spytam.. co ty tutaj robisz ?
- Miałem mały wypadek.. - powiedział i pokazał ręką za siebie więc ostrożnie się wychyliłam i zasłoniłam sobie usta dłońmi - Oh mon dieu ! *(O mój Boże !)  To twój samochód ? - zapytałam podchodząc do niego powoli na tyle ile mi pozwalał śnieg - Co się stało ? - zapytałam odwracając głowę w stronę mężczyzny.
- Cóż.. śpieszyłem się i wylądowałem w rowie na pierwszym zakręcie.. - powiedział lekko się uśmiechając jednak mi jakoś nie było do śmiechu.
- Wzywałeś pomoc ?
- Nie skoro złapałem ciebie.. na tym odcinku polnej drogi nikt nie jeździ.. to cud, że ktoś tędy przejeżdżał.. prawdziwy cud bo nie każdy ma okazję być wyratowanym przez światowej sławy gwiazdę. - powiedział i przewrócił oczami na co ja wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer ratowniczy. - Halo ? Tak potrzebujemy wsparcie drogowe, wystąpił wypadek na trasie A15 zjazd trzeci.. - powiedziałam przyglądając się mężczyźnie który z zaskoczeniem przyglądał się mi wiedzącej gdzie dokładnie nasze położenie.
- Pewnie, że wiesz gdzie jesteśmy.. jesteś stąd.. - prychnął i pokiwał głową - Idiota. - burknął sam do siebie pod nosem.

Przewróciłam oczami i się rozłączyłam.

- Służby przyjadę za niecałe 20 minut.. - powiedziałam.. - Bardzo się śpieszysz ? - zapytałam chowając telefon który chwilę temu trzymałam w prawej dłoni.
- To już bez znaczenia - powiedział i machnął ręką - Już dawno jestem spóźniony.. - powiedział i założył ręce na bokach ciężko wzdychając spuszczając na chwilę swoją głowę a w tedy z jego ust uniosła się w powietrze duża chmura pary jakby właśnie zapalił papierosa których swoją drogą nienawidzę. - Ale dziękuję za pomoc - powiedział i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem który wcale nie wyrażał wesołości.

Teraz to ja westchnęłam i powoli podeszłam do mężczyzny ostrożnie kładąc mu swoją dłoń na ramieniu.

- Skoro mamy czekać to może w moim samochodzie ? Jest w nim ciepło i na pewno tam się ogrzejesz - powiedziałam z delikatnym uśmiechem na ustach kiedy zdziwiony mężczyzna najpierw skrępowany spojrzał się na moją dłoń a następnie na samochód i otworzył z wrażenia usta.
- Och.. wspaniały wóz.. musiał cię pewnie sporo kosztować - powiedział a następnie ponownie spojrzał na mnie. - Dziękuję za pomoc ale nie musisz tutaj ze mną czekać i tak wiele ci zawdzięczam pomoc i w ogóle - powiedział i pokazał na mnie rękami - towarzystwo, pewnie masz jakieś ważne plany a ja nie chce ci ich psuć.. nie śmiałbym. - powiedział szybko i naprawdę niezrozumiale.

Pokiwałam niedowierzająco głową i powoli szłam w stronę swojego samochodu otwierając drzwi.

- Może jednak ? Zdecydowanie jest cieplej niż tutaj.. - powiedziałam i wsiadłam na swoje miejsce widząc, że mężczyzna chwilę ze sobą walczył aż w końcu wsiadł tuż obok mnie na miejsce pasażera.
- Jak tu.. nowocześnie.. - powiedział cicho rozglądając się a nawet czepiąc buty na zewnątrz aby nie nawnosić mi śniegu do środka.
- Merci.. - powiedziałam z uśmiechem odkładając na tył samochodu swoją torebkę.
- Na pewno ci nie przeszkadzam Coralie ? - powiedział rozsiadając się wygodniej w fotelu.

Obserwując go kontem oka jak był spięty cicho się roześmiałam pod nosem i pokiwałam przecząco głową.

- Non mój drogi.. i tak miałam dopiero przyjechać tam gdzie się wybieram nazajutrz.. wiesz.. lubię zaskakiwać swoich bliskich. - powiedziałam mu sprytnie cel swojej wyprawy ciekawa tego czy ją wyłapał.
- Czyli jechałaś na święta do rodziny.. Pardonne moi *(Wybacz mi).. - powiedział i już chciał sięgnąć do klamki kiedy chwyciłam go za ramię.
- W porządku, to moja decyzja, potrzebowałeś pomocy.. pomogłam bo chciałam simple ? *(Proste ?)

Mężczyzna koniec końców się poddał i usiadł wygodniej na siedzeniu rozluźniając się z każdą rozmową.

- Jak na gwiazdę jesteś całkiem inna niż ci wszyscy celebryci razem wzięci.. - powiedział z uśmiechem.
- Tak.. nie od pierwszej osoby to już dzisiaj słyszę.. ale uznaję to za komplement - uśmiechnęłam się lekko pokazując swoje równe białe zęby.
- To aż niezwykłe.. wy Francuzi jesteście tacy życzliwi.. napotkałem na swojej drodze tyle miłych osób u mnie w kraju nie ma co liczyć na takie grzeczności..
- A skąd pochodzisz ? - zapytałam ciekawa jego odpowiedzi.
- Z Polski.. - powiedział i szeroko się uśmiechnął.
- Polski ? Słyszałam nie raz o tym kraju ale nigdy tam nie byłam.. - powiedziałam zgodnie z prawdą.

Mężczyzna na wspomnienie o swoim kraju uśmiechnął się i na moment zamyślił dlatego mogłam mu się przyjrzeć.. miał krótko obcięte karmelowe włosy w tak zwanym nieładzie który na pewno tak wyglądały za sprawą szalejącego na zewnątrz wiatru, ogółem szczupła twarz, długa szczęka przyozdobiona również ciemnym mocnym zarostem, jego budowę ciężko było mi określić kiedy siedział ale domyślam się, że był szczupły sądząc tak na oko..

Widząc, że się na mnie spogląda spuszczam szybko wzrok i przenoszę go na widok za oknem na co brunet cicho się śmieje.

- Aż taki brzydki jestem..? - zapytał a ja próbując się nie zaczerwienić kiwam bez słowa przecząco głową.
- Wbrew przeciwnie.. przystojny z ciebie Polak - powiedziałam i zerknęłam na niego na co on cicho się zaśmiał i wyciągnął do mnie rękę - Jestem Tom  Hemlicki ty nie musisz się mi przedstawiać.. chyba każdy cię zna.. - powiedział i po raz kolejny tego popołudnia ściska mi dłoń.
- Ale aby zachować konwenanse Coralie La Brune.. to przyjemność cię poznać - powiedziałam i szeroko się uśmiechnęłam przyjmując i zarazem oddając przyjacielski uścisk.

Tom już miał zamiar coś powiedzieć gdy podjechała ekipa ratunkowa która skutecznie przerwała miłą chwilę która mogłaby trwać znacznie dłużej..

- To tutaj nas wezwano 22 minuty temu ? - zapytał dość otyły mężczyzna ubrany w grubą granatową kurtę z czapką z daszkiem z notesem w którym zaczął coś zapisywać.
- Oui monsieur.. to z mojego polecenia - powiedziałam czując jak wielka różnica była w samochodzie a jak mroźno było na zewnątrz po swoich drżących nogach.

Mężczyzna uniósł na mnie swój wzrok i z wrażenia upuścił na śnieg swój notes ale szybko go podniósł i gwałtownie się wyprostował.

- De la mère ! *(O matko !) - powiedział i chrząknął na co stojący obok mnie Tom zaśmiał się pod nosem szepcząc mi na ucho. - "Dobrze, że ja tak nie zareagowałem.." czym wzbudził mój cichy śmiech pod nosem.

Przeniosłam z niego rozbawione spojrzenie na zagubionego mężczyznę.

- To co panowie ? Pomożecie mojemu przyjacielowi ? - zapytałam a oni jakby zaraz miało się zacząć palić zaczęli się brać za wyciąganie z zaspy samochodu Toma który stał z delikatnym rozbawieniem na ustach tuż obok mnie.
- Jesteś cudowna Coralie nie wiem jak ci dziękować..
- Wystarczy zwykłe "Merci" - powiedziałam z uśmiechem kierując się w stronę mężczyzn szepcząc im parę słów o darmowej usługi jako świąteczny prezent dla mężczyzny a oni niechętnie ale się zgodzili, jedynie czego chcieli to autografu który im z przyjemnością dałam i życzyłam im wesołych świąt tak jak i Tomowi a następnie pokierowałam się do swojego Volvo gdy moją uwagę przykuła mała karteczka samoprzylepna przyklejona do deski rozdzielczej..

Powoli ją odklejam i dostrzegam tam numer telefonu. i małą notkę.

"Bezpiecznej drogi i do szybkiego spotkania.. Czółeczko, Tom"

Uśmiechnęłam się i ponownie przykleiłam kartkę na swoje miejsce unosząc wzrok na przednią szybę gdzie czarne Audi już zdążyło zniknąć z pobocza gdzie chwilę temu stało.. zaśmiałam się cicho odpalając silnik mówiąc sama do siebie:

- A co to niby znaczy "Czółeczko" ? - powiedziałam rozbawiona i ruszyłam przed siebie w dalszą drogę.





piątek, 23 grudnia 2016

1. Zwyczajny Poranek

Gdy tylko wzeszło słońce które delikatnymi promieniami musnęły moje blade policzki odruchowo parokrotnie zamrugałam jeszcze zaspanymi powiekami .
Ostrożnie rozejrzałam się po jasnym pomieszczeniu będąc w stanie zobaczyć delikatnie prószący tuż za oknem śnieg ponownie zamykam oczy i przewracam się na bok przeczesując dłonią swoje długie blond włosy by potem pozostawić rękę w bezwładnie wystającą z poza łóżka.



Wsłuchując się w kompletną ciszę którą swoją drogą tak rzadko mam okazję słyszeć z doraźną ulgą, cicho westchnęłam tym samym przekręcając się na prawy bok aby popatrzeć na przepiękny zimowy widok zza oknem.

Był on na prawdę wspaniały i jedyny w swoim rodzaju kiedy jeszcze nad nie do końca rozbudzonym miastem zaczął prószyć delikatny w dotyku miękki śnieżny puch który kochają wszystkie dzieci..
Sama doskonale pamiętam jak kochałam śnieg kiedy byłam małą dziewczynką z głową pełną marzeń które teraz się ziściły..

- Panienko La Brune ? Wstała już panienka ? - słyszę za drzwiami głos Miriam - domowej gospodyni która delikatnie zapukała knykciami w drzwi mojej sypialni, spoglądam w ich stronę i unoszę się na łokciach.

I moje wspomnienia jakby nagle za sprawą magicznej różdżki rozpłynęły się w powietrzu kiedy zostałam ponownie sprowadzona do rzeczywistości jak za sprawą jakiegoś niezwykłego magicznego zaklęcia, w tej sytuacji nie pozostawało mi nic innego jak tylko wypuścić głośno wstrzymane powietrze przez rozchylone usta i odpowiedzieć jak najbardziej grzecznie czekającej kobiecie:

- Oui madame, będę gotowa za piętnaście minut.

- Dobrze, to w takim razie zacznę się zabierać za panienki śniadanie.. na pewno panienka z przyjemnością napije się świeżo parzonej kawy ? - zapytała kobieta uśmiechając się grzecznie oczekując mojej reakcji która na taką propozycję nie mogła być inna niż potwierdzająca jej słowa.

Delikatnie się uśmiecham zaważając jak ta kobieta doskonale mnie zdążyła poznać przez dwa lata.

- Ma się rozumieć, merci. - powiedziałam kiedy kobieta powoli oddaliła się od drzwi ponownie zostawiając mnie w spokoju.


Po jakimś czasie powoli wyszłam spod ciepłej kołdry i usiadam na skraju łóżka ostrożnie dotykając rozgrzanymi stopami zimnych paneli a nastąpienie wstałam i ruszyłam powolnym krokiem w kierunku swojej łazienki powoli do niej wchodząc zamykając się w niej na co najmniej kwadrans, po drodze ściągnęłam z siebie wadliwą na ten moment koronkową bieliznę i wchodząc do środka zdążyłam się rozirytować iż wanna była już wypełniona ciepłą wodą dlatego jedynie co mi zostało to po prostu się w niej zanurzyć i rozluźnić spięte mięśnie a pomógł mi w tym mały bezprzewodowy głośnik który ustawiłam niedaleko siebie włączając w nim cicho grającą muzykę która sprawiała dodatkowo przyjemność moim uszom..

Kiedy tak odpoczywałam w wanie po całej łazience roznosił się przyjemny głos Michael'a Bublé który rozpieszczał swoim wspaniałym głosem moje bębenki świąteczną piosenką:

  "It's beginning to look a lot like Christmas".

Delikatnie się uśmiechnęłam znając blondynka osobiście, wiele razy spotykałam go na galach nagród kiedy to umilał na nich czas śpiewając solowo z orkiestrą.

Ta chwila mogłaby dla mnie trwać zdecydowanie znacznie dłużej kiedy sprawiła tyle przyjemności. Wszystko co piękne nie może niestety trwać wiecznie bo zarówno nieprzyjemnie chłodna woda  jak i dający o sobie znać burczący żołądek właśnie popsuły ten moment.

Nie mając wyboru z nadal nieznikającym uśmiechem wyszłam ostrożnie z wanny owijając się szczelnie jedwabnym puchowym ręcznikiem w kolorze perłowym kieruje się spokojnym krokiem w stronę swojej przebieralni gdzie rozglądam się po ubraniach szukając dla siebie kompletu idealnego na tak niezwykły świąteczne zimowy dzień jak ten.

Stojąc tak chwilę bezczynnie kurczowo trzymałam swoją smukłą dłonią własnoręcznie zrobionego supełka z ręcznika, w końcu decyduje się na coś wygodnego ale i zarazem ciepłego, gotowa opuszczam swoją garderobę i kieruję się do wyjścia schodami na dół a tam dopada mnie zapach świeżo dopiero co zaparzonej kawy który skutecznie wabi mnie do kuchni gdzie krząta się Miriam, zauważając mnie szeroko się uśmiechnęła i nalała mi kubek cudownie pachnącego płynu.

Powiedziałam cicho Merci i usiadłam na wysokim krześle owijając chłodne palce wokół gorącego kubka który dostałam od rodziców na 18 urodziny, które swoją drogą były tak bardzo dawno temu..
Teraz niestety mój licznik wiekowy wskazuje mi 25 i powoli ukierunkowuje się na 26.. ku mojej zgrozie.

Czas leci i wszyscy się starzejemy ale nie żałuje swoich ostatnich dwóch lat starań i ciężkiej pracy na sukces jaki teraz osiągnęłam.. stałam się jedną z najpopularniejszych celebrytek na świecie, nie przechwalając się stoję na podejście sławy zaraz obok najwspanialszego znanego wszystkim Johnnego Deppa.

Plotki o nim jaki to on jest wspaniałym człowiekiem dobrym opiekuńczym ojcem czy zabawnym i wesołym artystą są jak najbardziej prawdziwe, miałam okazję go bardzo blisko poznać i zaprzyjaźnić się mimo, że dzieli nas spora różnica wiekowa jesteśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi.. mogę powiedzieć, że zawsze mogę liczyć na jego pomoc i radę aktorską którą nie raz u niego zasięgnęłam.
Johnny często zaprasza mnie na swoje przyjęcia które swoją drogą bardzo często organizuje a ja zawsze z przyjemnością je przyjmuje.. to właśnie częściowo przez niego poznałam większość innych gwiazd i nie tylko zajmujących się branżą aktorską.

Upijam pierwszy łyk kawy a ona przyjemnie rozgrzewa mi gardło i żołądek, podchodzi do mnie Miriam i podsuwa mi mojego iPhona 7 i odpowiada mi na moje niezadane pytanie.

- Z samego rana dzwoniła panienki matka i pytała się o przyjazd.. czy on nadal jest aktualny na święta..
- A ty powiedziałaś..? - zapytałam ją z uniesioną brwią ale nie dokończyłam kiedy kobieta kontynuowała swoją wypowiedź..
- A ja powiedziałam, że jak najbardziej, ze panienki plany nie uległy zmianie.. - dokończyła za mnie z uśmiechem wycierając trzymaną szklankę w dłoniach.

Szeroko się uśmiechnęłam do gosposi która oddała uśmiech.

- Jesteś niezastąpiona moja droga.
- Dziękuję panienko. - powiedziała z szerokim uśmiechem - To przyjemność pracować dla kogoś takiego jak ty.. - dodała po chwili.
- Są święta Miriam.. nie musisz dzisiaj pracować śmiało możesz wracać do rodziny.. czy ty przypadkiem nie masz dzisiaj wylotu ?
- Owszem ale za dobre dwie godziny.. - powiedziała układając szklanki na swoje miejsce.

Odkąd Miriam dla mnie pracuje w moim domu wszystko ma swoje miejsce i panuje absolutny porządek nawet w tedy ja na to nie mam czasu aby chociażby ugotować obiad po pracy nigdy nie muszę się o to martwić bo zawsze jak wracam nawet późnym wieczorem posiłek na mnie czeka ładnie podany w lodówce.

Pewnie zastanawiacie się skąd ja wytrzasnęłam takiego anioła stróża ? Cóż.. Miriam trafiła tutaj za poleceniem mojej mamy która chcąc mnie odciążyć od pracy i uchronić od samotności wynajęła mi domową gosposię którą sprowadziła dla mnie prosto z Bostonu.. pewnego dnia zapukała do mnie trzydziestu paro letnia kobieta o kasztanowych włosach do ramion, szczupłej sylwetce i szerokim przyjaznym uśmiechu która oświadczyła mi, że jest tutaj z polecenia Madeleine La Brune i czy na pewno trafiła pod właściwy adres, oczywiście z szerokim uśmiechem ją do siebie przyjęłam i zaczęłam po pewnym czasie traktować jak członka swojej rodziny.

Miriam należała do osób ciężko pracujących, nigdy mnie nie zawiodła ani nie rozczarowała czy też w żaden sposób nie naraziła.. to dobra kobieta dlatego cieszę się, że miałam taką możliwość ją spotkać.

- Parfaitement *(Idealnie) w takim razie wyjedziemy razem ja zdążę jeszcze załatwić świąteczne zakupy i podwiozę cię na lotnisko.. wystarczy, że się zapakujesz..
- Ale panienko.. pamiętaj, że w każdej chwili mogą cię rozpoznać i nie dadzą ci spokoju..
- Kto ?  Paparazzi ? - zapytałam a kobieta pokiwała twierdząco głową.
- Nie pierwszy jak i nie ostatni raz kiedy przyjdzie mi się z nimi zmierzyć.. dam sobie radę - powiedziałam a kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Tak bardzo różnisz się od tych wszystkich celebrytów moja droga Coralie.. rodzice muszą być z ciebie dumni.. z resztą ja też jestem - powiedziała i wyszła z kuchni obdarzając mnie nieznikającym śmiechem.

Sama nie miałam zamiaru dłużej siedzieć w miejscu, czas leciał a ja miałam sporą listę zakupów do zrobienia i ryzyko rozpoznania na karku.

- A może lepszym pomysłem byłoby zabranie ze sobą Toma i Enrico ? - zapytała z góry kobieta kiedy zapinałam swój płaszcz.
- Było by to bezpieczniejsze wyjście ale nie mam już za dużo czasu aby na nich czekać.. Au revoir !  *(Do zobaczenia ! ) - krzyknęłam i wyszłam na zewnątrz wcześniej upewniając czy aby na pewno wszystko ze sobą zabrałam jak torebka a przede wszystkim kluczyki do mojego Volvo które czekało na mnie na podjeździe.