piątek, 23 grudnia 2016

1. Zwyczajny Poranek

Gdy tylko wzeszło słońce które delikatnymi promieniami musnęły moje blade policzki odruchowo parokrotnie zamrugałam jeszcze zaspanymi powiekami .
Ostrożnie rozejrzałam się po jasnym pomieszczeniu będąc w stanie zobaczyć delikatnie prószący tuż za oknem śnieg ponownie zamykam oczy i przewracam się na bok przeczesując dłonią swoje długie blond włosy by potem pozostawić rękę w bezwładnie wystającą z poza łóżka.



Wsłuchując się w kompletną ciszę którą swoją drogą tak rzadko mam okazję słyszeć z doraźną ulgą, cicho westchnęłam tym samym przekręcając się na prawy bok aby popatrzeć na przepiękny zimowy widok zza oknem.

Był on na prawdę wspaniały i jedyny w swoim rodzaju kiedy jeszcze nad nie do końca rozbudzonym miastem zaczął prószyć delikatny w dotyku miękki śnieżny puch który kochają wszystkie dzieci..
Sama doskonale pamiętam jak kochałam śnieg kiedy byłam małą dziewczynką z głową pełną marzeń które teraz się ziściły..

- Panienko La Brune ? Wstała już panienka ? - słyszę za drzwiami głos Miriam - domowej gospodyni która delikatnie zapukała knykciami w drzwi mojej sypialni, spoglądam w ich stronę i unoszę się na łokciach.

I moje wspomnienia jakby nagle za sprawą magicznej różdżki rozpłynęły się w powietrzu kiedy zostałam ponownie sprowadzona do rzeczywistości jak za sprawą jakiegoś niezwykłego magicznego zaklęcia, w tej sytuacji nie pozostawało mi nic innego jak tylko wypuścić głośno wstrzymane powietrze przez rozchylone usta i odpowiedzieć jak najbardziej grzecznie czekającej kobiecie:

- Oui madame, będę gotowa za piętnaście minut.

- Dobrze, to w takim razie zacznę się zabierać za panienki śniadanie.. na pewno panienka z przyjemnością napije się świeżo parzonej kawy ? - zapytała kobieta uśmiechając się grzecznie oczekując mojej reakcji która na taką propozycję nie mogła być inna niż potwierdzająca jej słowa.

Delikatnie się uśmiecham zaważając jak ta kobieta doskonale mnie zdążyła poznać przez dwa lata.

- Ma się rozumieć, merci. - powiedziałam kiedy kobieta powoli oddaliła się od drzwi ponownie zostawiając mnie w spokoju.


Po jakimś czasie powoli wyszłam spod ciepłej kołdry i usiadam na skraju łóżka ostrożnie dotykając rozgrzanymi stopami zimnych paneli a nastąpienie wstałam i ruszyłam powolnym krokiem w kierunku swojej łazienki powoli do niej wchodząc zamykając się w niej na co najmniej kwadrans, po drodze ściągnęłam z siebie wadliwą na ten moment koronkową bieliznę i wchodząc do środka zdążyłam się rozirytować iż wanna była już wypełniona ciepłą wodą dlatego jedynie co mi zostało to po prostu się w niej zanurzyć i rozluźnić spięte mięśnie a pomógł mi w tym mały bezprzewodowy głośnik który ustawiłam niedaleko siebie włączając w nim cicho grającą muzykę która sprawiała dodatkowo przyjemność moim uszom..

Kiedy tak odpoczywałam w wanie po całej łazience roznosił się przyjemny głos Michael'a Bublé który rozpieszczał swoim wspaniałym głosem moje bębenki świąteczną piosenką:

  "It's beginning to look a lot like Christmas".

Delikatnie się uśmiechnęłam znając blondynka osobiście, wiele razy spotykałam go na galach nagród kiedy to umilał na nich czas śpiewając solowo z orkiestrą.

Ta chwila mogłaby dla mnie trwać zdecydowanie znacznie dłużej kiedy sprawiła tyle przyjemności. Wszystko co piękne nie może niestety trwać wiecznie bo zarówno nieprzyjemnie chłodna woda  jak i dający o sobie znać burczący żołądek właśnie popsuły ten moment.

Nie mając wyboru z nadal nieznikającym uśmiechem wyszłam ostrożnie z wanny owijając się szczelnie jedwabnym puchowym ręcznikiem w kolorze perłowym kieruje się spokojnym krokiem w stronę swojej przebieralni gdzie rozglądam się po ubraniach szukając dla siebie kompletu idealnego na tak niezwykły świąteczne zimowy dzień jak ten.

Stojąc tak chwilę bezczynnie kurczowo trzymałam swoją smukłą dłonią własnoręcznie zrobionego supełka z ręcznika, w końcu decyduje się na coś wygodnego ale i zarazem ciepłego, gotowa opuszczam swoją garderobę i kieruję się do wyjścia schodami na dół a tam dopada mnie zapach świeżo dopiero co zaparzonej kawy który skutecznie wabi mnie do kuchni gdzie krząta się Miriam, zauważając mnie szeroko się uśmiechnęła i nalała mi kubek cudownie pachnącego płynu.

Powiedziałam cicho Merci i usiadłam na wysokim krześle owijając chłodne palce wokół gorącego kubka który dostałam od rodziców na 18 urodziny, które swoją drogą były tak bardzo dawno temu..
Teraz niestety mój licznik wiekowy wskazuje mi 25 i powoli ukierunkowuje się na 26.. ku mojej zgrozie.

Czas leci i wszyscy się starzejemy ale nie żałuje swoich ostatnich dwóch lat starań i ciężkiej pracy na sukces jaki teraz osiągnęłam.. stałam się jedną z najpopularniejszych celebrytek na świecie, nie przechwalając się stoję na podejście sławy zaraz obok najwspanialszego znanego wszystkim Johnnego Deppa.

Plotki o nim jaki to on jest wspaniałym człowiekiem dobrym opiekuńczym ojcem czy zabawnym i wesołym artystą są jak najbardziej prawdziwe, miałam okazję go bardzo blisko poznać i zaprzyjaźnić się mimo, że dzieli nas spora różnica wiekowa jesteśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi.. mogę powiedzieć, że zawsze mogę liczyć na jego pomoc i radę aktorską którą nie raz u niego zasięgnęłam.
Johnny często zaprasza mnie na swoje przyjęcia które swoją drogą bardzo często organizuje a ja zawsze z przyjemnością je przyjmuje.. to właśnie częściowo przez niego poznałam większość innych gwiazd i nie tylko zajmujących się branżą aktorską.

Upijam pierwszy łyk kawy a ona przyjemnie rozgrzewa mi gardło i żołądek, podchodzi do mnie Miriam i podsuwa mi mojego iPhona 7 i odpowiada mi na moje niezadane pytanie.

- Z samego rana dzwoniła panienki matka i pytała się o przyjazd.. czy on nadal jest aktualny na święta..
- A ty powiedziałaś..? - zapytałam ją z uniesioną brwią ale nie dokończyłam kiedy kobieta kontynuowała swoją wypowiedź..
- A ja powiedziałam, że jak najbardziej, ze panienki plany nie uległy zmianie.. - dokończyła za mnie z uśmiechem wycierając trzymaną szklankę w dłoniach.

Szeroko się uśmiechnęłam do gosposi która oddała uśmiech.

- Jesteś niezastąpiona moja droga.
- Dziękuję panienko. - powiedziała z szerokim uśmiechem - To przyjemność pracować dla kogoś takiego jak ty.. - dodała po chwili.
- Są święta Miriam.. nie musisz dzisiaj pracować śmiało możesz wracać do rodziny.. czy ty przypadkiem nie masz dzisiaj wylotu ?
- Owszem ale za dobre dwie godziny.. - powiedziała układając szklanki na swoje miejsce.

Odkąd Miriam dla mnie pracuje w moim domu wszystko ma swoje miejsce i panuje absolutny porządek nawet w tedy ja na to nie mam czasu aby chociażby ugotować obiad po pracy nigdy nie muszę się o to martwić bo zawsze jak wracam nawet późnym wieczorem posiłek na mnie czeka ładnie podany w lodówce.

Pewnie zastanawiacie się skąd ja wytrzasnęłam takiego anioła stróża ? Cóż.. Miriam trafiła tutaj za poleceniem mojej mamy która chcąc mnie odciążyć od pracy i uchronić od samotności wynajęła mi domową gosposię którą sprowadziła dla mnie prosto z Bostonu.. pewnego dnia zapukała do mnie trzydziestu paro letnia kobieta o kasztanowych włosach do ramion, szczupłej sylwetce i szerokim przyjaznym uśmiechu która oświadczyła mi, że jest tutaj z polecenia Madeleine La Brune i czy na pewno trafiła pod właściwy adres, oczywiście z szerokim uśmiechem ją do siebie przyjęłam i zaczęłam po pewnym czasie traktować jak członka swojej rodziny.

Miriam należała do osób ciężko pracujących, nigdy mnie nie zawiodła ani nie rozczarowała czy też w żaden sposób nie naraziła.. to dobra kobieta dlatego cieszę się, że miałam taką możliwość ją spotkać.

- Parfaitement *(Idealnie) w takim razie wyjedziemy razem ja zdążę jeszcze załatwić świąteczne zakupy i podwiozę cię na lotnisko.. wystarczy, że się zapakujesz..
- Ale panienko.. pamiętaj, że w każdej chwili mogą cię rozpoznać i nie dadzą ci spokoju..
- Kto ?  Paparazzi ? - zapytałam a kobieta pokiwała twierdząco głową.
- Nie pierwszy jak i nie ostatni raz kiedy przyjdzie mi się z nimi zmierzyć.. dam sobie radę - powiedziałam a kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Tak bardzo różnisz się od tych wszystkich celebrytów moja droga Coralie.. rodzice muszą być z ciebie dumni.. z resztą ja też jestem - powiedziała i wyszła z kuchni obdarzając mnie nieznikającym śmiechem.

Sama nie miałam zamiaru dłużej siedzieć w miejscu, czas leciał a ja miałam sporą listę zakupów do zrobienia i ryzyko rozpoznania na karku.

- A może lepszym pomysłem byłoby zabranie ze sobą Toma i Enrico ? - zapytała z góry kobieta kiedy zapinałam swój płaszcz.
- Było by to bezpieczniejsze wyjście ale nie mam już za dużo czasu aby na nich czekać.. Au revoir !  *(Do zobaczenia ! ) - krzyknęłam i wyszłam na zewnątrz wcześniej upewniając czy aby na pewno wszystko ze sobą zabrałam jak torebka a przede wszystkim kluczyki do mojego Volvo które czekało na mnie na podjeździe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz